poniedziałek, 4 kwietnia 2011

Tadeusz Sobolewski pisze o Przedszkolu Filmowym

Zapraszamy do czytania tekstu, który ukazał się w poniedziałkowej Gazecie Wyborczej:

ANARCHICZNE PRZEDSZKOLE, Tadeusz Sobolewski

W ciągu roku każdy nastoletni uczestnik tego kursu dostaje szansę zrealizowania filmu dokumentalnego. Zgłasza się dwustu, przyjmowanych jest trzydziestu, do końca pozostaje kilkunastu

Dokumentalista Piotr Stasik (na pierwszym planie) z uczestnikami Przedszkola Wajdy z ostatniego naboru
Przedszkole Wajdy
Dokumentalista Piotr Stasik (na pierwszym planie) z uczestnikami Przedszkola...
"Przedszkole Wajdy" - tak się mówi o rocznych warsztatach przy Mistrzowskiej Szkole Reżyserii Filmowej Andrzeja Wajdy przeznaczone dla licealistów, gimnazjalistów i uczniów starszych klas podstawówki. Hasło "od pomysłu do realizacji" oznacza, że w ciągu roku każdy uczestnik dostaje szansę zrealizowania filmu dokumentalnego. Zgłasza się dwustu, przyjmowanych jest trzydziestu, do końca pozostaje kilkunastu.

To nie jest kurs, na którym uczą obsługi kamery i montażu. To małe środowisko mające swój charakter, styl, nawet pewien szpan. Tworzą krąg jak na pamiątkowym zdjęciu, gdzie wszyscy siedzą razem, tak że trudno odróżnić prowadzących od uczestników. Na początku Przedszkole było domeną zespołu Paladino (Maciej Cuske, Marcin Sauter, Piotr Stasik, Thierry Paladino). Teraz prowadzą je dwaj dokumentaliści: Piotr Stasik i Tomasz Wolski. A sam Wajda, który to Przedszkole wymyślił, przychodzi na zajęcia częściej, niżby musiał.

Stasik, rocznik 1976, socjolog z wykształcenia, dokumentalista (Złota Żaba na Camerimage 2010 za "Koniec lata"), był jednym z założycieli Towarzystwa Inicjatyw Twórczych "ę" powiązanego z Przedszkolem. W ich działaniach czuje się podobny klimat, podobną ideę wychowania przez twórczość, przełamywania klasowych i kulturowych barier, jak w Kuroniowym uniwersytecie w Teremiskach.

Nie bądź takim artystą

Pytam Stasika, jaki był, kiedy miał tyle lat co ich "przedszkolacy".

- Mieszkałem na wsi, pod Sieradzem i czekałem, aż przyjedzie do mnie mistrz i zabierze mnie stamtąd, bo czułem się obco. Ale nikt się nie pojawiał. Tata obiecywał, że jak będę miał na świadectwie same piątki, pojadę do Warszawy, ale na spełnienie obietnicy nie było czasu. Kiedy skończyłem 13 lat, sam wsiadłem do pociągu i po raz pierwszy pojechałem do Warszawy. To była jesień 1989. Chciałem się realizować, choć jeszcze nie wiedziałem jak. Warszawa spełniła moje oczekiwania. Teraz robię coś takiego dla innych.

Stowarzyszenie młodych socjologów pod prześmiewczą nazwą "ę" urządzało warsztaty filmowo-fotograficzno-teatralne dla młodzieży na wsiach. Przedszkole jest w zasadzie czymś podobnym, ale zakrojonym na większą skalę i długotrwałym - trwa rok, a to buduje więź.

Na czym polegał egzamin? - pytam absolwenta Przedszkola.

- Jest ankieta. CV. Kilka pytań. Badanie potencjału. Chodzi raczej o to, kim się jest, niż jakie filmy chciałoby się robić. Potem zaczyna się praca nad projektami. Razem oglądamy nakręcony materiał na dużym ekranie, potem kolejne etapy montażu. Nasze emocje są sprawdzianem, czy idziemy we właściwą stronę. Wiedza przychodzi w trakcie. W pewnym momencie prowadzący się wycofują, my sami prowadzimy zajęcia.

- Niektórzy wyobrażają sobie, że będą "artystami" - dodaje Stasik. - Ale sprawdzają się często właśnie ci, co nie mieli takich marzeń i trafili do nas przypadkiem. Tutaj nie ma szkolnego rygoru. Nikt nikogo nie rozlicza. Nie przyniosłeś materiału? Twoja sprawa. Jak trzeba, nie śpimy dwie noce przy montażu, jak nie trzeba, to się rozchodzimy.

Rewolucja w ramach systemu

"Przedszkolny", trzyminutowy film "Schabowy, czyli siła systemu" Szymona Nagina. Przy stole - rodzina młodego autora filmu. Tworzą zespół rockowy. Tata, 40-latek, jedząc zupę, rozprawia o "społeczeństwie bez ambicji, bez wyobraźni, bez chęci grzebania się w swoich bebechach, prostym do manipulowania". "Siła tego systemu - mówi - jest tak duża, tak mieląco-zgniatająco-wszechogarniająca, że nie ma sensu z nim wojować". "A mnie się wydaje, że jest sens" - wtrąca licealista. Ojciec: "Wojowanie z systemem polega na tym, żeby w jak najmniejszym stopniu z nim kolaborować, bo można zęby sobie połamać, tak jak ja". Licealista (znad talerza): "Ale jeszcze trzeba dążyć do tego, żeby innych uratować". Matka: "Właśnie. Oddziaływać na tych, co są najbliżej". Ojciec: "Nie wierzę w zmianę mechanizmów, ale wierzę, że można lokalnie coś zmienić, wciągnąć ludzi w orbitę innego myślenia...". Po obiedzie grają razem w maleńkiej piwnicy.

- Przedszkole to taka mała rewolucja w ramach systemu - tłumaczy Piotr Stasik. - Działamy w ramach szkoły Wajdy, jesteśmy finansowani przez PISF, ale "instytucją" jesteśmy w możliwie najmniejszym stopniu. Usłyszałem ostatnio od kogoś, że to bardziej miejsce wychowania niż szkoła filmowa. Maciek Rotowski, który w ramach Przedszkola zrobił film "Historia nieudanej rewolucji", studiuje teraz reżyserię w Filmówce. Pisze mi: "Jak myślę sobie o tym wszystkim, to znajduję parę tylko momentów (więc i osób), które zmieniły moje życie. Przygoda z Przedszkolem była jednym z nich". Po skończeniu Przedszkola niektórzy próbują robić filmy sami. Dla nich wymyśliłem "Przedszkole-pro", rodzaj zespołu filmowego. Chce z nami współpracować TVP Kultura - będą tam premiery naszych filmów.

TVP Kultura emitowała cykl dokumentalny "Jak zrobić film" o warsztatach absolwentów Przedszkola w Piszu. Pod kierunkiem Pawła Łozińskiego zrobili replikę słynnych "Gadających głów" Kieślowskiego. Zadawali przypadkowym ludziom podobne pytania: Czego się boisz? Czego pragniesz? Po co żyjesz? Uświadamiali sobie okrucieństwo dokumentalisty, który poluje na "materiał". Bo jak reagować, gdy sprzedawczyni w sklepie z firankami pytana o sens życia odpowiedziała, że nie widzi żadnego sensu, bo niedawno pochowała męża?

Trzeba było się spieszyć. Montowali do ostatniej chwili. Na seans czekał tłum mieszkańców. Zobaczyli na ekranie siebie i ludzi, których codziennie mijają na ulicy. Ich entuzjazm przekonał "przedszkolaków" o sile dokumentu, zrozumieli sens tego, co robią: liczy się nie tyle problem albo temat, ile możliwość spotkania, identyfikacja z innym, niemożliwa bez kamery.

Dominik zaprasza na Brzeską

W warsztatach brał udział Dominik, chłopak z warszawskiej Pragi. Zadzwonili kiedyś do Stasika ze stowarzyszenia Mierz Wysoko pomagającego młodzieży z tego przestępczego, alkoholowego i narkotycznego miejsca: do klubu na Brzeskiej chodzi chłopak interesujący się filmem, może by go przyjąć do Przedszkola?

- Był z nami. Zapytany do kamery, czego by pragnął, powiedział: "Być szczęśliwym i żeby inni byli szczęśliwi, chociaż wiem, że to nierealne". Znał życie od najgorszej strony. Jego opiekunka socjalna dziwiła się, że nie ucieka, bo zwykle dłużej nie zagrzewa miejsca. Tymczasem film stał się jego terapią. Chciał zostać w Przedszkolu na stałe. Ale nie mogliśmy go zatrzymać, musielibyśmy go wyjąć z tamtego środowiska, a to było niemożliwe. Pytałem go, dlaczego tak łatwo znalazł wspólny język z naszymi "przedszkolakami". Powiedział: "Dostosowuję się do każdego otoczenia, jak jestem ze złodziejami, staję się złodziejem, z wami byłem taki jak wy".

Kuba Radej, starszy o dwa lata od Dominika, uczeń Liceum im. Czackiego, postanowił nakręcić o nim dokument. Wielbiciel filmu "Amores perros" znalazł się naraz w rzeczywistości, która była zagęszczona jak film.

- Zamieszkałem u niego na Brzeskiej. Traktował mnie jak kolegę. I choć to było tuż za Wisłą, czułem się, jakbym się znalazł w innej części świata. Życie miało tam inne stężenie - co chwila pobicia, ktoś komuś grozi. W tym wszystkim ja z kamerą. Na każdym kroku dylemat: kręcić czy interweniować? Byłem raz świadkiem sceny, gdy ci, których filmowałem, chcieli ukraść torebkę Ukraince. Zareagowałem. Nie ukradli. Ale zaraz pomyślałem, że mogłem w ten sposób zaszkodzić Dominikowi. Zrozumiałem względność mojej pozycji: gdybym urodził się na Pradze, pewnie bym tej Ukrainki nie bronił, tylko okradł ją razem z nimi. Chciałem już zrezygnować z tego filmu.

Na szczęście tego nie zrobił. Tytuł filmu, "Getto gospel", wymyślił Dominik. Ma świadomość, że z praskiego "getta" trudno się wydostać. Film zaczynający się obrazem ślepych, zamurowanych okien kamienicy jest wypełniony chaotycznym ruchem, pozornym życiem, energią, która rozbija się o ślepą ścianę.

Jakub Radej lubi powtarzać, że ten praski świat jest "prawdziwszy od naszego". Ale jego film mówi co innego, pokazuje próby ucieczki, walkę Dominika o spełnienie. Jedną z dróg jest wiara: na Brzeską przychodzą ewangeliści wywodzący się z podobnych środowisk. Odprawiają nad Dominikiem modły, rapują razem z nim i odchodzą. Matka mówi: Boga nie ma, bo inaczej świat nie byłby taki zły. Drugim wyjściem jest sztuka. "Praska nawijka" w wykonaniu sepleniącego Dominika brzmi jak wyznanie: "Życie płynie, czas płynie, a ja stoję z boku". I coś o biało-czerwonej fladze, o matce Warszawie, żeby spojrzała na swoją córkę Pragę. Domowy keyboard, na którym gra Dominik, zagłusza dobiegające zza szafy przekleństwa matki. To film o nieustannym zrywaniu się do lotu, o idącej na marne energii, o wierze gaszonej przez życie. Zakończenie pozostaje otwarte.

- Obok nas jest inny świat. On jest dostępny - mówi 19-letni Kuba Radej. - Możemy w niego wejść, ale nie możemy go zmienić.

Dokumenty Przedszkola to gonitwa za tymi uciekającymi światami i ludźmi. Społeczeństwo jest coraz silniej rozwarstwione. Jesteśmy od siebie dalej niż za czasów Kieślowskiego czy Karabasza. "Przedszkolacy" Wolskiego i Stasika, robiąc filmy, przechodzą inicjację - ich bohaterom nie udaje się pomóc, świata nie można zmienić, ale zmienią się oni sami, będą mądrzejsi o swoje filmy.

Termin zgłoszeń do Przedszkola Wajdy mija 10 kwietnia. Więcej na stronie projektu

Źródło: Gazeta Wyborcza

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz