poniedziałek, 7 marca 2011

Moment, kiedy zaczyna się KINO

Film to efekt uboczny drogi, jaką przechodzisz z drugim człowiekiem” – mówi Iza, absolwentka Przedszkola Filmowego, realizowanego przez Szkołę Filmową Andrzeja Wajdy we współpracy z Towarzystwem Inicjatyw Twórczych „ę”.

Każdy lubi oglądać filmy. Niektórzy - bardziej od innych. Miłość do kina spotyka nas w szkolnym DKF-ie, osiedlowym kinie, w wypożyczalni pod domem, a jeśli mamy niezły pakiet satelitarny - na własnej kanapie przed telewizorem. Niespodziewanie przekraczamy granicę, kiedy film zaczyna dla nas znaczyć coś więcej, niż jego fabuła. Czytamy go przez pryzmat nazwiska reżysera, autora zdjęć, twórcy scenariusza. Budujemy listę ulubionych tytułów. Wreszcie część z nas zadaje sobie magiczne pytanie po którym, jak żartują niektórzy reżyserzy, nie ma już dla nas ratunku: jak ja bym to zrobił?

Pierwszy film w historii był dokumentem. Bardzo szybko zaczęto snuć fabuły w kinie, ale pierwsze ujęcia (powtarzane do znudzenia na wszystkich lekcjach o historii filmu) nie zmyślały rzeczywistości, tylko wiernie ją odbijały. Minęło ponad sto lat a ludziom wciąż mało jest tych opowieści. Kino dokumentalne wielu wciąż kojarzy się tylko z Discovery Channel lub mylone jest z reportażem telewizyjnym.

Dziś nietrudno chwycić za kamerę, film można nakręcić własnym telefonem czy aparatem fotograficznym. Co buduje z kilku ujęć opowieść, gdzie kończy się seria ujęć a zaczyna kino? Nad tymi pytaniami trzeba się głowić znacznie dłużej, niż nad instrukcją obsługi kamery. Upraszczając – film może opowiadać o tęsknocie, miłości, gniewie, o poszukiwaniu siebie, o szukaniu innych , o tym jak dobro zwycięża zło lub jak nie sposób się temu złu przeciwstawić. Choć istnieje kanon wielkich tematów, to wolności twórcy można szukać w nieskończonej wielości historii, które warto opowiedzieć.

Świat opisują coraz młodsi twórcy. Wiele społecznych projektów wykorzystuje narzędzia filmu i fotografii do pracy z dziećmi i młodzieżą. Dziesięciolatek, który dostanie do ręki aparat, potrafi czasem wyłowić z rzeczywistości twarze i sytuacje, na które zawodowy fotograf musiałby długo polować. Robi to intuicyjnie być może tak, jak twórcy pierwszego kinematografu: z entuzjazmem, bez intelektualnej refleksji, kierowany poczuciem mocy, która pozwala mu uwięzić w kadrze kawałek świata.

Jednym z miejsc, gdzie młodzi ludzie uczą się patrzeć na świat przez obiektyw dokumentalnej kamery, jest Przedszkole Filmowe. Wymyślone przez Andrzeja Wajdę w jego Szkole Filmowej, dało już szansę chwycić za kamerę pod okiem mistrzów blisko setce młodych ludzi. Od czterech lat Przedszkole realizowane jest we współpracy z Towarzystwem Inicjatyw Twórczych „ę”.

Czy mistrzowie - w dobie samouczków i Internetowych poradników są jeszcze potrzebni? W dobrym kinie nie ma dróg na skróty. Uczenie się Kina to żmudna droga przez pierwsze, drugie, jedenaste nieudane próby. Poszukiwanie tematów i sposobów na to, by historia była opowiedziana jak najlepiej. Poszukiwanie bohaterów, a potem – nauka pracy z nimi. Montowanie jednego materiału na sto różnych sposobów – kiedy już znasz każde słowo, każdą sekundę filmu na pamięć, a wciąż wydaje ci się, że brakuje w nim tego najważniejszego zdania.

Każdego roku Przedszkole Filmowe zaprasza około 30 młodych ludzi – od uczniów ostatnich klas szkół podstawowych, przez gimnazjalistów, licealistów, często także po studentów pierwszych lat. Raz w miesiącu wspólnie oglądają najlepsze dokumenty, uczą się obsługi sprzętu, szukają tematów i bohaterów. Dostają do ręki kamerę i zadanie, by na kolejny zjazd przywieźć pierwszy fragment historii. Potem kolejne i kolejne – czasem trzeba zaczynać wszystko od początku bo w przyniesionym materiale „nie ma kina”. Żadne forum internetowe nie powie, kiedy to kino się rodzi. Pierwszymi widzami są opiekunowie Przedszkola i wykładowcy Szkoły – między innymi Marcel Łoziński czy Jacek Bławut. Każdego roku powstaje około 7-8 filmów. Część tematów wypala się w trakcie realizacji, komuś zabraknie cierpliwości. Praca nad filmem to praca zespołowa. Często nad jednym projektem pracuje po kilku „Przedszkolaków” , co miesiąc wszyscy oglądają swoje materiały i wspólnie je omawiają.

W tym roku po raz dziewiąty chcemy zaprosić młodych ludzi do przygody z filmem. Na stronie www.przedszkolefilmowe.blogspot.com znajduje się ankieta. Wystarczy ją wypełnić i odesłać, wraz ze swoim CV.

Mail: przedszkole.filmowe@blogspot.com .

Na zgłoszenia czekamy do 10 kwietnia. Nie trzeba mieć doświadczeni filmowego.

Każdego roku ponad dwudziestka uczestników Przedszkola przeczesuje Polskę w poszukiwaniu ciekawych tematów. Gasimy światło i na dużym ekranie oglądamy nagrane materiały. Kiosk z gazetami staje się salą koncertową, pirotchenik chce wysadzić szkołę, osiemdziesięciolatek biegnie swój 99 maraton, kaczka je kiełbasę. Na każdych zajęciach odbywamy podróż w głąb życia Polaków i przecieramy ze zdziwienia oczy. Są emocje - to najważniejsze, ale jest i nużąca praca średniowiecznego skryby, gdy montujemy kolejne wersje filmów. Zdziwienie i znużenie, zachwyt i zniecierpliwienie. Co roku chcę zrezygnować z pracy w Przedszkolu i co roku zaczynam na szczęście od nowa. Piotr Stasik, dokumentalista, opiekun artystyczny Przedszkola Filmowego

Przedszkole było moim pierwszym kontaktem z filmem od strony realizacyjnej. W dodatku z filmem dokumentalnym, co wcześniej było dla mnie zupełnym kosmosem. Trafiłem tam przypadkiem, ale łaziło ono za mną jakby to musiało się stać. Ogłoszenie w jakiejś gazecie, babcia coś wspomniała, że czytała o tym, a ostatniego dnia wysyłania zgłoszeń mail reklamowy czy notka w sieci. Coś tam, wyślę.

Do tej pory tata namawiał mnie na prawo, ja zastanawiałem się nad dziennikarstwem bawiąc się jednocześnie bardziej na scenie niż za kamerą.

W Przedszkolu dowiedziałem się, czym jest dokument. Dostałem do ręki dużą kamerę, ciężki statyw i mikrofon z bajerancką tyczką. Potem nauczyłem się tego używać. Bo choć z początku moje zdjęcia wyglądały jak kręcone lewą stopą, z czasem było coraz lepiej. Do tego stopnia zaprzyjaźniłem się z kamerą, że teraz, w szkole filmowej, w dokumentalnych zadaniach niechętnie i nieczęsto oddaję ją operatorowi.

Wyrabiałem swoje zdanie. Nie tylko jak robić i co mi się podoba ale przede wszystkim po co robić i dlaczego. Po co ten dokument? Co takiego ma, czego brak fabule? Mam swoje odpowiedzi, wciąż jeszcze się zmieniają, ale to na Mokotowskiej 55, w siedzibie Towarzystwa Inicjatyw Twórczych „ę” zacząłem zadawać sobie takie pytania.

Przede wszystkim spędziłem mnóstwo świetnego czasu. Spotkania, dwa wyjazdy warsztatowe. Oglądaliśmy, filmowaliśmy, graliśmy w piłkę z dzieciakami we wsi, montowaliśmy w środku nocy, chodziliśmy do lasu i wracaliśmy zaraz po wschodzie, żeby przespać się przed śniadaniem.

Wszystko dzięki ludziom. Współuczestnicy i nasi, nigdy nie wiedziałem jak ich nazywać…profesorowie? Ochrzaniali, obśmiewali, mam nadzieję że faktycznie nieźle się z nami bawili. Gdyby nie Przedszkole Filmowe, nie studiowałbym teraz reżyserii w Łodzi. Nie mówiąc już o tym, że gdyby nie film, który nakręciłem w ramach Przedszkola Filmowego, nie miałbym teczki, gdyby nie to czego się tam dowiedziałem nie przeszedłbym egzaminów. Ja bym po prostu nawet o Łodzi nie myślał. Może zbyt to wszystko słodkie i piękne, same pozytywy. Ale jak tak sobie czasem myślę o wszystkim to znajduję parę tylko momentów (a więc i osób) które zmieniły moje życie. I przygoda z przedszkolem, która w jakiś (niezwykły) sposób trwa do dziś, była jednym z nich. Maciej Rotowski, w ramach Przedszkola Filmowego nakręcił film pt. „Historia nieudanej rewolucji”, studiuje reżyserię na łódzkiej „Filmówce”.


Rok w Przedszkolu Filmowym można porównać do przejażdżki na roller coaster. Wsiadasz pełen radości, że wreszcie sprawdzisz jak to jest. Kiedy wagon kolejki rusza, zaczynasz zastanawiać się, czy to aby na pewno był dobry pomysł. Jednak wątpliwości maleją po pierwszym wzniesieniu. Nawet nie zdążysz się tym nacieszyć, bo już mkniesz gwałtownie w dół. Chwilami nawet robi ci się niedobrze od nadmiaru niespodziewanych zakrętów. Wrażenia te szybko ustępują nieporównywalnemu z niczym uczuciu, że latasz. Wydaje się, że tą szaloną machiną nikt nie steruje, ale jej włącznik jest w rękach mistrzów w swej dziedzinie Andrzeja Wajdy, Wojciecha Marczewskiego, Jacka Bławuta, Marcela Łozińskiego. Wagonik bezpiecznie i sprawnie mknie dzięki czujnym oczom i wsparciu naszych „guru”, Piotrowi Stasikowi i Tomaszowi Wolskiemu. To oni dzielą się z nami swoją wiedzą i zarażają nas filmową pasją wskazując możliwe kierunki podróży. Tę całą "niedolę" przeżywasz z towarzyszami podróży - współprzedszkolakami. Dalej bywa tak różnie, jak różni są ludzie.
Jedni z nas mogą uświadomić sobie, że to nie na ich nerwy, albo przypomną sobie o lęku wysokości. Najchętniej już by wysiedli i jak najszybciej o wszystkim zapomnieli. Inni przejdą przez to wszystko bez zbytnich emocji. Raczej nie będą skorzy do powtórki z rozrywki. Będą też tacy, którym to się spodoba i wcale nie będą chcieli wysiąść z wagonu.
Podsumowując moją przedszkolną "roller coaster'ową" przygodę mogę powiedzieć, że ja trafiłam do tej ostatniej grupy i nie zamierzam wysiąść z pędzącego wagonu. Czas spędzony w Przedszkolu był dla mnie niezwykle ważny. Los zderzył mnie w odpowiednim czasie z odpowiednimi ludźmi. Potwierdziła moja teza, że osobowość ludzi, których spotykasz na drodze swojego życia to klucz do wszystkiego. Od zawsze moją ogromną pasją było przyglądanie się drugiemu człowiekowi. Chciałam zajrzeć w głąb, zanurzyć się pod powierzchnię, zrozumieć. To w przedszkolu zdałam sobie sprawę, że film dokumentalny jest na to dobrym sposobem. Zauważyłam też, że film w dużej mierze jest dla twórcy lustrzanym odbiciem rzeczywistości. To nie znaczy, że nie ominęły mnie trudne momenty. Przestały jednak być dla mnie bolesne w momencie, gdy uświadomiłam sobie, że film jest swego rodzaju efektem ubocznym, niezwykłej drogi jaką przechodzisz wraz z drugim człowiekiem.
Iza Kiszczak (ma 19 lat, nakręciła film pt. „Iwo” o niezwykłej relacji niepełnosprawnego chłopca i jego opiekunki)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz